Od lat grzebie w książkach o roślinach i słucham opowieści starszych ludzi o tym, jak kiedyś leczono się tym, co rośnie w ogrodzie. Mięta to jedno z moich ulubionych ziół – pachnie obłędnie, smakuje świetnie w lemoniadzie, a do tego ma w sobie tyle mocy, że aż szkoda jej nie znać! Chcę wam opowiedzieć, co o mięcie mówili dawni zielarze i jak współczesna nauka potwierdza ich mądrość. Mam nadzieję, że po tym tekście zakochacie się w mięcie tak jak ja i może sami zaczniecie ją hodować na parapecie!

Mięta w moim domu zawsze była pod ręką. Ale dopiero kiedy zaczęłam czytać stare zielniki i rozmawiać z ludźmi, którzy znają się na rzeczy, zobaczyłam, jak wiele potrafi ta niepozorna roślinka. W dawnych czasach, szczególnie na ziemiach słowiańskich, mięta była kimś więcej niż tylko dodatkiem do herbaty. Ludzie wierzyli, że jej zapach chroni przed złymi duchami i chorobami. Nie znajdziesz o niej wielkich legend, jak o kwiecie paproci, ale w wiejskich chatach mięta była skarbem. Wplatano ją w wianki na Noc Kupały, okadzano nią domy, żeby odpędzić „złe”, a napary z jej liści popijano na wszystko – od bólu brzucha po przeziębienia.

Dawni zielarze, których książki wertowałam w bibliotekach, pisali o mięcie z prawdziwym szacunkiem. Na przykład Dioskurides, taki starożytny mistrz ziół, już w I wieku pisał, że mięta rozgrzewa ciało i pomaga na żołądek. Zalecał ją na wzdęcia, bóle brzucha, a nawet na kaszel, bo wdychanie jej zapachu miało oczyszczać płuca. Pliniusz Starszy, inny mądry gość z tamtych czasów, twierdził, że mięta działa na nudności i „pobudza umysł”. Wyobrażacie sobie? Picie herbatki z mięty, żeby lepiej myśleć! Oni już wtedy wiedzieli, że jej zapach może działać jak naturalny antydepresant. W średniowieczu Hildegarda z Bingen, taka mądra zakonnica, mówiła, że mięta jest „chłodna” i świetnie balansuje organizm, kiedy jest za gorąco – na przykład przy gorączce czy stanach zapalnych. Robiła z niej napary na bóle głowy i niestrawność. 

U nas, w Polsce, w czasach renesansu, zielarze jak Stefan Falimirz czy Szymon Syreński też mieli miętę w swoich księgach. Falimirz w „O ziołach i mocy ich” pisał, że napar z mięty z miodem to lek na przeziębienia, a płukanie ust jej wywarem pomaga na bolące dziąsła. Syreński, który stworzył prawdziwą encyklopedię ziół, zachwycał się miętą pieprzową. Mówił, że rozluźnia skurcze w brzuchu, działa antyseptycznie i jest dobra na rany czy afty. To niesamowite, że ludzie bez laboratoriów i mikroskopów tak dobrze wiedzieli, co mięta potrafi!

A co mówi nauka dzisiaj? Okazuje się, że dawni zielarze mieli sporo racji. Współczesne badania potwierdzają, że mięta, szczególnie pieprzowa, jest pełna mentolu, który działa rozkurczowo i łagodzi bóle brzucha. Jeśli macie zespół jelita drażliwego albo wzdęcia po ciężkim obiedzie, napar z mięty może być zbawieniem – badania pokazują, że zmniejsza skurcze jelit i poprawia trawienie. Mentol działa też chłodząco, więc maści z miętą są super na oparzenia czy ukąszenia owadów. A wiecie, że olejek miętowy pomaga na bóle głowy? Są badania, które mówią, że smarowanie czoła olejkiem z mięty działa równie dobrze jak paracetamol! Do tego mięta ma właściwości antybakteryjne, więc płukanie ust jej naparem może pomóc przy zapaleniu dziąseł czy nieświeżym oddechu.

Nie tylko ciało, ale i głowa czuje się lepiej po mięcie. Jej zapach działa uspokajająco – badania pokazują, że wdychanie olejku miętowego obniża poziom stresu i poprawia nastrój. Dlatego czasem, jak mam ciężki dzień, zaparzam sobie miętę, siadam z kubkiem i po prostu wdycham ten zapach. To jak mały reset dla głowy. Współczesna nauka mówi też, że mięta może wspierać koncentrację – może Pliniusz miał rację z tym „pobudzaniem umysłu”? 

W tradycji ludowej, którą znam z opowieści babci i książek Oskara Kolberga, mięta była wszechstronna. Pito ją na niestrawność, przykładano liście na stłuczenia, a nawet dodawano do kąpieli, żeby się odstresować. Wierzono, że jej zapach chroni przed „urokiem” – może to brzmi jak bajka, ale kto wie, czy ten zapach nie działał jak naturalny antyseptyk, odpędzając bakterie? W każdym razie mięta była w każdym domu, suszona w pęczkach albo rosnąc w ogródku.

Chciałabym was zachęcić, żebyście sami spróbowali mięty. To nie jest trudne – możecie kupić sadzonkę i postawić ją na parapecie, bo mięta rośnie jak szalona. Możecie zaparzyć herbatkę z kilku listków, dodać ją do lemoniady albo zmiksować w koktajlu. A jeśli macie ochotę na coś więcej, spróbujcie zrobić domowy olejek – wystarczy zalać liście olejem i zostawić na kilka tygodni. Taki olejek jest świetny do masażu albo na drobne skaleczenia. Mięta to nie tylko zdrowie, ale i sposób, żeby czuć się bliżej natury. Dawni zielarze i nasze babcie wiedzieli, co dobre, a nauka tylko to potwierdza. To jak, dacie się namówić na miętę?